Jak co roku potomkowie mieszkańców Orłowin, których ojcowie, dziadkowie przed sześćdziesięciu laty w wyniku zawieruchy wojennej stracili cały swój dobytek, spotkali się 5 września br. pod starym drewnianym Krzyżem, aby oddać hołd tym, których wysiłek sprawił, że Orłowiny istnieją. - Msza święta i obecność w tym miejscu jest wyrazem miłości do swojej małej ojczyzny, którą jest miejscowość Orłowiny, a ta miłość do wszystkiego co związane jest z rodzinnym domem wynika z wiary i miłości do Boga – powiedział ks. Franciszek Grela, proboszcz parafii Łagów. W 1944 roku orłowianie pod przymusem niemieckim musieli opuścić swoje zagrody, pozostawić dorobek swojego życia. Gdy po wojnie tu wrócili, zastali tylko Krzyż i zgliszcza. Udowodnili, że potrafią sprostać wyzwaniom i solidarnie odbudować swoje gospodarstwa. Z trudem, razem przez lata w szczerych polach majątku Kaliszany pod Opatowem tworzyli nowe Orłowiny. Pierwsze lata dla wielu z nich były równie ciężkie jak życie za okupacji. Żyli przez wiele miesięcy bez prądu, pod jednym dachem ze zwierzętami gospodarskimi. Jednocześnie pomimo braku pieniędzy pomagając sobie nawzajem stawiali dla siebie, dla swoich dzieci nowe domy. Dziś po mimo upływu czasu powraca pamięć tamtych dni, wydarzeń, ludzi, którzy tworzyli Orłowiny.
Marcin Kowalik