Strona główna Duszpasterstwo
Instytucje diecezjalne



BiskupiKuria DiecezjalnaSąd BiskupiStrona główna
• Bp sandomierski Krzysztof Nitkiewicz
• Bp pomocniczy Edward Frankowski
• Bp senior Wacław Świerzawski
• Kancelaria Kurii Diecezjalnej
• Wydziały Kurii Diecezjalnej
• Diecezjalne rady i komisje
Caritas Diecezjalana
(Strona własna)
Wiadomości
Kalendarium
DekanatyParafie
• Wyszukiwarka parafii
Sanktuaria 
Uczelnie i szkołyDomy rekolekcyjne
i domy kultury
Media diecezjalneMuzeum Diecezjalne
• Wyższe Seminarium Duchowne
• Instytut Teologiczny
• WZNoS KUL Stalowa Wola
• WZPiNoG KUL Stalowa Wola
• Katolickie Liceum i Gimnazjum
w Sandomierzu

• Katolickie Liceum i Gimnazjum
w Ostrowcu Świętokrzyskim

• Katolickie Gimnazjum i Liceum
w Stalowej Woli

• Katolickie Przedszkole i Szkoła
Podstawowa w Ostrowcu Św.

• Rodzina szkół imienia Jana Pawła II
• Centrum KEiFC Quo vadis w Sandomierzu
• Ośrodek TiFCh Augustianum w Radomyślu
• Ośrodek Formacyjny w Tarnobrzegu
• Dom Formacyjny w Gorzycach
• Katolicki Dom Kultury w Sandomierzu
• Katolicki Dom Kultury Arka w Racławicach
• Ośrodek Formacji Liturgicznej Zawichost
• Ośrodek Pomocy w Kryzysach Fundacji
Powrót w Zawichoście

• Pustelnia Złotego Lasu w Rytwianach
• Relaksacyjno-Kontemplacyjne Centrum
Terapeutyczne SPeS w Rytwianach
• Diecezja Sandomierska w Internecie
• Gość Niedzielny
• Kronika Diecezji Sandomierskiej
• Niedziela
• Studia Sandomierskie
Dom Księży Emerytów
Katolickie Centra Pomocy Rodzinie
Wydawnictwo Diec.
i Drukarnia
(Strona własna)
Fundacja "Serce bez granic" (Strona własna)
  

» DUSZPASTERSTWO » KATECHIZACJA » POMOCE KATECHETYCZNE » INSCENIZACJE (5311)   
M E N U

Wysławiając
Miłosierdzie Boże


Duszp. Trzeźwości

Katechizacja

Pomoce katechet.

D. Dzieci i Młodzieży

Liturg. Służba Ołtarza

Ruch "Światło-Życie"

Piesza Pielgrzymka

Akcja Katolicka

KSM

Duszp. Rodzin

Katechumenat

Katechezy

Duszp. Akademickie

Duszp. Powołaniowe

Pap. Dzieła Misyjne

Wspólnoty

Duszp. Związków
Niesakramentalnych


Duszp. Biblijne

Koła różańcowe

Wspólnoty o. Pio

Duszp. niesłyszących

Rok Wiary 2012-2013



Główna Indeks



Nr strony



Wyszukiwarka ...



ŚW. STANISŁAW KOSTKA
utwór sceniczny w trzech aktach

  • JAN KOSTKA, pan na Rostkowie, kasztelan zakroczymski (w kontuszu, opasany pasem polskim), ojciec św. Stanisława Kostki.4
  • MAŁGORZATA Z KRYSKICH, matka św. Stanisława Kostki.
  • BIELIŃSKI, domowy nauczyciel.
  • PAWEŁ, starszy brat św. Stanisława.
  • ŚW. STANISŁAW
  • SŁUŻĄCY
  • KIMBERKE, właściciel domu w Wiedniu, Niemiec.
  • TRZEJ KOLEDZY ŚW. STANISŁAWA, w II akcie. Ci sami mogą być w III lub IV w sukniach zakonnych.
  • NAJŚWIĘTSZA MARYJA PANNA w płaszczu niebieskim z gwiazdami i w koronie, na rękach ma Dziecię Jezus.
  • BŁ. PIOTR KANIZJUSZ
  • ŚW. FRANCISZEK BORGIASZ
  • KS. STANISŁAW WARSZEWICKI
AKT I

Pokój szlachecki w rostkowskim dworze. Na ścianie stary obraz, pod nim ryngraf z Matką Boską, niżej skrzyżowana karabela, na podłodze dywan, pośrodku ściany przy oknie stół, przy którym siedzą rodzice św. Stanisława Kostki w staropolskich ubiorach. Pani trzyma chusteczkę przy czole.

KASZTELAN JAN KOSTKA: Uspokój się Jejmość, małżonko najmilejsza, toć konieczność tego wymaga, aby synów po naukę wysyłać do Wiednia. Toć św. Stanisław, patron nasze-go Stacha, w Paryżu się uczył, a inni do Padwy i do Bolonii po naukę jeździli. Tym bardziej synom kasztelana zakroczymskiego i pana na Rostkowie domowe wychowanie nie starczy. (Jechać muszą, tego polor i splendor wymaga. Z mego i z Jejmości rodu antecessorowie jeździli po naukę do Padwy, a spokrewnieni z Jejmością Odrowążowie, Jacek i Czesław, widzieli niemało obcych kraina Tak... Tak... Paweł i Stach wyjechać muszą.

KASZTELANOWA: Oj! Chętnie bym z tym wyjazdem Pawełka i Stasia pogodzić się mogła, gdyby...

KASZTELAN: Co gdyby?

KASZTELANOWA: Gdyby nie to, że w Wiedniu, jak słyszę, szerzy się herezja tego mnicha odczepieńca Lutra czy nawet Kalwina, a serca młodzieży wrażliwe są na nowinki.

KASZTELAN: Ależ bądź spokojna, najmilejsza moja, toć jedzie z nimi pan Bieliński, stateczny człowiek i profesor, który strzec ich będzie jako źrenicę oka.[Ja wiem, ja wiem, że Jejmość Stasia opłakujesz. Po części rozumiem Cię jako matkę. Staś taki wrażliwy, on tak wszystko odczuwa, boisz się Jejmość o niego), Bo ja za Pawełka ręczę. On taki rycerski i dzielny chłopiec. On się tam w złe towarzystwo wciągnąć nie da.

KASZTELANOWA: O obydwóch troszczy się serce moje, bo złe wpływy do każdego serca mają przystęp, jeno, że serce czułe a wrażliwe głębiej odczuwa i rozważa, a gwałtowne bez rozwagi wszystko przyjmuje. Jegomość w listach napisałeś, by księża dobrodzieje mieli pieczę o dzieciach naszych?

KASZTELAN: Napisałem, najmilejsza! Locum mieć będą niedaleko kościoła,(aby twój Staś miał ukontentowanie) Oj, ten Staś, tak troskam się o niego, aby mi wstydu nie narobił i splendoru magnackiego nie umniejszył, wciąż by się tylko modlił. Dobre to, ale w miarę,(bo ja, bo ja..?)

KASZTELANOWA: Co chcesz powiedzieć małżonku mój i panie?

KASZTELAN: Bo ja chcę widzieć synów moich nie mnichami, ale dostojnikami. (Kostce przystoi być kasztelanem, wojewodą, a nawet królem Jegomościa. Toć szlachcic na zagrodzie równy jest wojewodzie, a cóż dopiero kasztelan zakroczymski?)

KASZTELANOWA: Co Pan Bóg da, Jegomość, co Pan Bóg da, to przyjmiemy z rąk Jego dobrotliwych. Czy pamiętasz Jegomość te niezwykłe znaki przy urodzeniu Stachajtę światłość nad jego kołyską? Pamiętasz, gdym go na rękach trzymała maleńkim, już ręce wyciągał ku obrazom i krzyżom. Pewnie tę łaskę pobożności uprosił mu ojciec chrzestny?)

KASZTELAN: Pamiętam, i mnie to rozrzewniło, gdy jegomość pan Jędrzej Radwanoski, ojciec chrzestny, po chrzcie zaniósł Staśka przed wielki ołtarz i podniósł do góry ku Bogu utajonemu i Matce Najświętszej ;(podnosi ręce)(a wiesz, najmilejsza, co on wtedy powiedział? „Pobłogosław go, Panie, i Ty, Boża Rodzicielko, aby był Kościoła filarem, Ojczyzny splendorem i familii honorem". Ale nie ojciec chrzestny wpoił w Stacha te afekty, jeno Jejmość Dobrodziejka.

KASZTELANOWA: Bóg mu dał takie serce czułe i rzewne, iż więcej odczuwa. A jeśli on, co dzień kilka wiorst do kościoła w Przasnyszu rad by chodzić na Mszę świętą, nic w tym złego. (Świętej pamięci Jegomość król Jagiełło, pradziad miłościwie panującego nam pana, lubował się we Mszach świętych, l zali przed potrzebą grunwaldzką nie klęczał dwa dni na Górze Świętokrzyskiej przed relikwią krzyża świętego, a Warneńczyk, a św. Kazimierz?)

KASZTELAN: (Święty Kazimierz tak, ale gdyby nie tyle pokuty nie skróciłby sobie życia i panowałby Polsce miłościwie), Ale co Bóg da, to będzie, byle mnichem nie został, byle nie jezuitą! Ja mu pobożności nie bronię, ale chcę mieć synowi do tańca, i do różańca, a Stach już powtarza: „dwom panom służyć nie mogę: światu i Bogu!" Oto i pan Bieliński, nauczyciel, nadchodzi. (Bieliński przechodzi koło okna) Proszę, proszę, panie Bieliński!

BIELIŃSKI: (wchodzi, kłania się obojgu) Do usług Jaśnie Państwa.

KASZTELAN: (wskazuje na krzesło), Co słychać, profesorze? Pakowanie skończone?

BIELIŃSKI: (siadając) Wszystko do odjazdu przygotowane...

KASZTELANOWA: Co chłopcy porabiają? Gdzie Waszmość był z nimi?

BIELIŃSKI: Byłem z chłopcami na ostatniej przechadzce. Koniecznie chcieli raz jeszcze napatrzeć się na te pola i łąki lasy Rostkowskie. Osobliwie Staś nalegał i czule się zewszystkiemi żegnał, ze służbą nawet.

KASZTELAN: Staś? No, no, nie przypuszczałem! Dla niego gospodarstwo było obojętne.

BIELIŃSKI: Wreszcie pobiegł do kopca, z którego widać kościół, i rozrzewniony żegnał dalekie mury świątyni.

KASZTELANOWA: Nie tylko mury, panie Bieliński.

BIELIŃSKI: Tak! Toteż twarz jego przybrała wyraz nadziemski, ręce wyciągnął przed siebie, jakby kogoś witał, potem złożył jak do Komunii świętej i łzami zalany szeptał: „Dowidzenia, do widzenia w niebie!" (kasztelan stara się ukryć wzruszenie, targa za wąsa, matka oczy chustką zasłania) A Pawełek dorwał się do konia i harcował po polu.

KASZTELAN: Panie Bieliński. Ta rzewność Stasia wielcemnie niepokoi. Pilnuj Waszeć, żeby zbyt wiele nie oddawałsię Kościołowi. Ja chcę, aby się uczył, by rycerzem został,( Patriae defensorem - obrońcą Ojczyzny).

BIELIŃSKI: Rozumiem, Panie Kasztelanie!

KASZTELAN: Pawełka Waść trzymaj krótko, choć on ma więcej mojego usposobienia, on mnichem nie będzie!

KASZTELANOWA: O obydwóch Waść dbaj, panie Bieliński, przestrzegaj, karć, upominaj. Pisuj i przysyłaj Waszmość często listy do nas od siebie i od nich.

BIELIŃSKI: Bądźcie Jaśnie Wielmożni Państwo spokojni (i pewni mego ku nim afektu i estymacji.)

KASZTELAN: Weź Waszmość (ten trzos z sobą na ekspensy), a te listy oddaj Waść rektorowi szkół w Wiedniu, (podaje Bielińskiemu trzos i listy).

KASZTELANOWA: Gdzie są chłopcy? Staś, słyszę, nuci Godzinki, (chwilka milczenia, słychać miły śpiew: „Zacznijcie wargi nasze chwalić Pannę Świętą, zacznijcie opowiadać cześć Jej niepojętą")

BIELIŃSKI: Zostawiłem ich przy pakowaniu książek i zeszytów. Ale oto Pawełek biegnie.

PAWEŁ: (wchodzi i mówi roztrzepany) Tatusiu! Ten Wojciech niedołęga tak długo zakłada konie, kiedyż my wyjedziemy?

KASZTELANOWA: Cóż ci tak pilno Pawełku?

PAWEŁ: Bo ja, proszę mamy, nie lubię takiego dłubania się. Jak jechać, to jechać!

KASZTELAN: Staś co robi?

PAWEŁ: Staś? A boja wiem? Pewnie pakuje książki. Przed chwilą śpiewał Godzinki.

KASZTELAN: Słuchaj Pawle! Jako starszy brat miej pieczę o Stasiu, zdasz mi odpowiedzialność za niego.

KASZTELANOWA: Sam się z zepsutymi chłopcami nie wdaj i Stasia pilnuj! Unikajcie złych towarzystw. Ale czemu to Staś nie nadchodzi? Biegnij po niego!

PAWEŁ: (wybiega) Stasiu! Stasiu! Rodzice Cię wzywają.(znów wbiega) Idzie. Zatopiony w modlitwie klęczał przed ołtarzem Matki Bożej.

ŚW. STANISŁAW: (wchodzi cichy i pokorny, obejmuje ojca i matkę za nogi i całuje w ręce) Jestem Tatusiu i Mamusiu! (Matka nie może ukryć rozrzewnienia, ojciec wąs targa).

KASZTELANOWA: Gdzie byłeś, Stasiu ?

ŚW. STANISŁAW: Żegnałem, Mamusiu, pola, łąki, lipę i pagórek mój ulubiony, i kościół z daleka.(Żegnałem, Mamusiu, służbę naszą i nianię starą. Żegnałem, Mamusiu, i obrazy nasze) bo może ich już więcej nie zobaczę.

KASZTELAN: Stasiu! Przestań się rozrzewniać. Dobrześ zrobił żegnając się ze wszystkimi, ale Wiedeń to nie koniec świata. Otóż wysyłając was za granicę, mam to na myśli, że się obydwaj wykształcicie naukowo i rycersko, jako przystoi synom senatora polskiego. A ty, Stasiu, słuchaj w dobrych radach starszego brata i Jegomości Pana Bielińskiego.

ŚW. STANISŁAW: Słucham Tatusia, ale chciałbym Tatusia poprosić... (spogląda na ścianę, na której wisi ryngraf)

KASZTELAN: Mów, o co?

ŚW. STANISŁAW: Abym mógł wziąć z sobą ten obrazek Matki Bożej, (spogląda pokornie na matkę) aby mi go Mamusia na szyi zawiesiła.

KASZTELANOWA: A co to trzymasz w ręku?

ŚW. STANISŁAW: Zwyczajem dawnym biorę z sobą naobczyznę garść ziemi ojczystej.

KASZTELAN: (w tym czasie zdejmuje ryngraf z Matką Boską ze ściany, podaje go matce, mówiąc do synów) (Dziad wasz za króla Olbrachta miał ten wizerunek na piersiach swoich w bitwach z Wołochami). Szanuj tę pamiątkę rodzinną.

KASZTELANOWA: (rozrzewniona, drżącym głosem) Niech Ci Maryja będzie Matką i tarczą od złego, (zawiesza Stasiowi obraz na szyi).

ŚW. STANISŁAW: (trzymając obrazek oburącz i wpatrzony weń) O Mario! Wolałbym umrzeć, niż Ci grzechem przykrość wyrządzić, niż Syna Twego obrazić, (całuje obrazek czule).

PAWEŁ: A ja mogę Tatusia prosić o karabelę?

Kasztelan: Jako starszemu synowi, daję Ci tę pamiątkę, (aby nim zaczniesz ją nosić, wisiała nad łożem twojem. Szanuj ją i honor szlacheckie) (podaje Pawełkowi szablę) Panie Bieliński! (zwraca się do Bielińskiego) Oddaję Wać panu synów pod opiekę. Gdy zajdzie potrzeba, karz ich jak ojciec.

KASZTELANOWA: A kochaj jak matka!

KASZTELAN: Chowaj ich jak Długosz synów Jagiellona.

BIELIŃSKI: (z ukłonem) Honor to dla mnie Jaśnie Wielmożni Kasztelaństwo!

SŁUŻĄCY:(nadchodząc)Proszę Jaśnie Państwa, kufry zapakowane, Wojciech już zajechał!

BIELIŃSKI: Klękajcie dzieci na błogosławieństwo rodzicielskie. (Staś pada do nóg rodzicom i klęcząc, całuje nogi i ręce ojca i matki czule i długo, Pawełek czyni to pospiesznie, więcej zajęty szabelką).

KASZTELAN: Niech was błogosławi Bóg Ojciec, Syn Boży i Duch Święty.

KASZTELANOWA: (płacząc) Pamiętajcie, dzieci, o Bogu ,Ojczyźnie i o rodzicach.

BIELIŃSKI: (całuje ręce pani, kłania się nisko kasztelanowi i wychodzi z chłopcami. Kasztelaństwo postępuje za nimi do drzwi, poruszając rękami i chustkami żegnając odjezdnych. Matka krzyż czyni w powietrzu, słychać turkot odjazdu).

KASZTELANOWA: Prawie sami zostaliśmy, Ojcze. Zauważyłeś, jaki Staś był rozrzewniony! Jak się długo i czule z nami żegnał, i z drogi oglądał się, jakby, jakby...

KASZTELAN: Uspokój się, Matko! Niech ich Bóg prowadzi! (kurtyna spada).

AKT II

Pokój uczniowski w Wiedniu. Przy środkowej ścianie można postawić sofkę przykrytą kocem i poduszkę, z boku stół z książkami. Na ścianie obrazek Najświętszej Maryi Panny; pod nim na maleńkiej etażerce mieści się pudełko z ziemią. Św. Stanisław stoi przed obrazem Najświętszej Maryi Panny ze złożonymi błagalnie rękami.

ŚW. STANISŁAW: Tyś całą pociechą moją, o Matko Najświętsza. Do mojej mamy tak daleko! Ty mi ją zastępujesz w chwilach osamotnienia mego i srogiego prześladowania, jakiego doznaję w tym obcym Wiedniu. (Ty, bryłko ziemi ojczystej, którą wziąłem z Rostkowa, i Ty, o Matuchno, jedynemi jesteście mi pociechami). Pawełek wdał się w złe towarzystwo, pan Bieliński folguje mu we wszystkiem i pobłażała ( a do domu o tem nie pisze. Matuchno! Za co mnie mój brat bije? Za co prześladuje? Za to, że Tobie wiernie służyć pragnę? Nie gniewam się na niego, przebaczam mu, bo nie wie, co czyni. Przyjdzie czas, będzie tego żałował. Oto mam odrobić lekcję) Matuchno! Pobłogosław mi i daj ulgę sercu zbolałemu. (klęka, powoli wznosi ręce ku obrazowi, pozostaje w zachwycie. Po chwili wpada z kolegami w czapkach Paweł).

PAWEŁ: O widzicie, widzicie! co ten świętoszek wyprawia! Książki i zeszyty porzucił na stole, a sam się modli, bomu to łatwiej od nauki idzie.

CHŁOPCY: Ha, ha, ha.

PAWEŁ: Rusz że się (szarpie Stasia), rusz się (uderzają go w plecy) hę! do nauki. Czyś ty się w słup soli zamienił? (przewraca Stasia na ziemię i dotyka nogą.)

CHŁOPCY: Daj mu spokój!

PAWEŁ: Ha, ha, ha! On może w zachwycie, o żebyś ty już raz zeszedł mi z oczów!

ŚW. STANISŁAW: (podnosząc się z ziemi) Braciszku, za co ty mnie bijesz? Izalim Ci przykrość wyrządził, to Cię przepraszam, nie gniewaj się na mnie.

PAWEŁ: Wstawaj do nauki, próżniaku. Pamiętasz, że ojciec kazał Cię napędzać?

ŚW. STANISŁAW: W tej chwili, braciszku, w tej chwili (wstaje i chwiejnym krokiem idzie do stołu)

CHŁOPCY: Jakoś długo pana Bielińskiego nie widać!.

CHŁOPIEC l: (drwiąco) Więc cóż tam widziałeś w zachwycie?

CHŁOPIEC II: Mów! coś widział! No co? No co? (szarpią Stanisława)

ŚW. STANISŁAW: Nie szarpcie mnie, koledzy, com ja wam uczynił? Pawełku, braciszku!

PAWEŁ: Ha, ha, ha! nic Ci nie zrobią. Czemu się z nimi nie wdajesz!

CHŁOPCY: Na co ty żyjesz na świecie? Świat jest do użycia.

ŚW. STANISŁAW: Nie jestem stworzony dla ziemskich i przemijających rzeczy, ale dla wiecznych i dla tych żyć pragnę, nie dla tamtych!

CHŁOPCY: A my chcemy żyć dla ziemskich rzeczy (śpiewają)(Gaudeamus igitur juyenes dum sumus. Używajmy rozkoszy, póki starczą siły. Vivat, vivat, vivat, wiek młodzieńczy miły?)Pawełek masz likwor?!

PAWEŁ: Jest, jest, ale sza! Zamiast zeszytów kupiłem butelkę !

CHŁOPCY: Daj ją tu! Daj prędzej! (Pawełek wyciąga z kąta, podaje jednemu z kolegów, który bierze do ust) O do kroćset, jaka tęga! Staś zemdlał (biegną ku niemu, wołając)Co to? co mu się to stało? Zemdlał! Na łóżko z nim! Wody, wody! (kładą Stasia na łożu)PAWEŁ: Dla Boga (za głowę się łapie), będę ja miał, gdy się ojciec dowie! Bielińskiego tylko patrzeć!... Zagrał się pewnie w karty. Co ci jest bracie?

CHŁOPCY: (jeden do drugiego z wyrzutem) Widzisz, tyś winien!

CHŁOPIEC II: Ja?

CHŁOPIEC III: A ty! On zemdlał, boś ty zaklął!

CHŁOPIECII: Stachu, czyś ty dlatego zemdlał, że ja zakląłem

ŚW. STANISŁAW: Nie mogłem znieść, żeś ty Pana Boga obraził pijaństwem i przekleństwem!

BIELIŃSKI: (na to wchodzi i biegnie do łóżka) Co się stało? (Paweł chowa butelkę, chłopcy zdejmują czapki)

CHŁOPCY: Staś zemdlał, proszę Pana!

BIELIŃSKI: Pewnieście mu dokuczali, łobuzy, (siada przy nogach Stanisława na brzegu łóżka czy sofki) Takie rumieńce, masz Waszmość pewnie gorączkę. A wy czego tu stoicie? Idźcie do sali, by miał więcej powietrza, niech odpocznie i prześpi się. (chłopcy wychodzą)

PAWEŁ: Może doktora sprowadzić?

ŚW. STANISŁAW: Nie troszcz się Pawełku! Nie troszcz się o mnie braciszku! Nie tylko dla ciała nam doktor potrzebny, ale i dla duszy. Pawełku! Nie wdaj się w złe towarzystwo. Pamiętaj, co nam rodzice mówili na wyjezdnem z Rostkowa. Pawełku, nie gniewaj się na mnie, idź, ucz się lekcji, (w tym czasie Bieliński bada puls ręki Stasia)

PAWEŁ: Ty nawet na łóżku chcesz być kaznodzieją! Idę, idę. (podchodzi do drzwi, w których staje i z niepokojem pa-trzy na Stasia)

BIELIŃSKI: Waszeć jesteś chory, nie wysilaj się i odpocznij.

ŚW. STANISŁAW: Niech się Waszmość o mnie nie niepokoi, to przejdzie, aby tylko oni, aby Pawełek nie obrażał Pana Boga.

BIELIŃSKI: Ściemniło się, trudno! Trzeba iść do nich, by lekcje na jutro przygotować. (Chodźmy, panie Pawle, a Waść, panie Stanisławie, wypocznij, wpadnę tu później)(wychodzą)

ŚW. STANISŁAW: (pozostaje sam, podnosi się, nie schodzi z łóżka, siada na łożu, sięga po obrazek Najświętszej Maryi Panny na ścianie, całuje, trzyma go przed sobą i mówi) Matuchno! otom doznał nowych katuszy, ale daruję, daruję im z serca. Nawróć ich do Pana Jezusa, by duszy nie zgubili.(Matuchno! Żadnej pociechy nie mam. Zali i Ty mnie nie pocieszysz? Nie! Ty mną nie wzgardzisz Maryjo! (całuje obrazek)Mamusia moja daleko i nic nie wie o tem, co Staś tutaj cierpi. Matuchno Najświętsza! Pociesz mnie, nawróć Pawełka. (całuje obrazek) l ty święta Barbaro, patronko i opiekunko moja, nie dopuść, bym umarł złą śmiercią. Pomnij, o Najświętsza Panno, że nigdy nie słyszano, aby uciekający się do Ciebie został opuszczony. Lecz co to? co to? (rozkłada ręce, twarz zwraca w stronę widzów) jakaś jasność, co ja widzę, mój Boże! Oto dwór rodzicielski. Rostkowskie pola, łąki, lipę, pagórek, kościół w Przasnyszu i Mamusię moją widzę, lecz ona mnie nie widzi, różaniec odmawia, pewnie na naszą intencję, ach, widzę daleką Ojczyznę moją. Lecz któż to idzie przez te pola, przez łąki, przez góry wysokie, co to za majestat, co za jasność ,o jakaż piękna, z gwiazd korona upleciona na głowie. Maryja Częstochowska, a za Nią Barbara święta) Matuchno! Czy Ty idziesz po mnie z Synaczkiem Twym Jedynym? (Maryja wchodzi powoli, w jasności, na ręku trzyma Dzieciątko Jezus).

NAJŚWIĘTSZA MARYJA: Otom jest, synaczku najmilejszy, przyszłam do Ciebie z Jasnej Góry, aby Cię pocieszyć. Przyniosłam Ci Pana Jezusa, Synaczka Bożego, aby Cię uweselić. (podaje św. Stanisławowi Dzieciątko, które ten po rączkach i nogach najczulej całuje, po czem znów bierze na ręce Dzieciątko i mówi) Patrz! on od ludzi cierpi i ty cierpisz dla Niego. Nieś krzyż twój do końca. Oznajmiam ci wolę moją. Chcę, abyś się poświęcił na służbę moją w zakonie ojców jezuitów. Wiele jeszcze przecierpisz, nim dojdziesz do nie-ba, lecz wytrwaj. Za lat parę w moje święto Wniebowzięcia przyjdę po Ciebie w Rzymie.

ŚW. STANISŁAW: Matuchno! dziękuję Ci za tę łaskę, otom Twój całkowicie, spełnię wolę Twoją. Zostaw mi Jezusa.

NAJŚWIĘTSZA MARYJA: Dostaniesz Go dzisiaj jeszcze w postaci Komunii świętej, którą Ci Aniołowie przyniosą, lecz wytrwaj, wytrwaj do końca, a gdy Cię szatan napastować będzie, oddal go znakiem krzyża świętego, (cofa się i znika).

ŚW. STANISŁAW: (zachwycony i opromieniony światłem, ręce składa na piersiach i powtarza) Tyle szczęścia, tyle szczęścia!

BIELIŃSKI: (wchodzi i mówi do siebie )(Skąd taki aromat, taki zapach lilii, fiołków, róż). Ach, jak tu pachnie! Jak się czujesz Waszeć Panie Stanisławie? (siada w nogach łoża).

ŚW. Stanisław; Osłabionym nieco, ale w sercu radość i szczęście mam wielkie. Widziałem Mamusię i dwór nasz, (i pola rostkowskie, i kościół. Widziałem Ojczyznę miłą, widziałem Tę (pokazuje na obraz) Najdroższą Matuchnę moją i Panią. Panie Bieliński! Sprowadź Waszmość ks. Antoniego do mnie)

BIELIŃSKI: (do siebie) Źle jest! On bredzi, gorączka, dla Boga, po księdza iść trzeba, co ja zrobię? Pójdę do gospodarza, by księdza zawiadomił, a ja przy chorym zostanę, (wstaje, idzie ku drzwiom i otworzywszy je woła) Panie Kimberker !Panie Kimberker!

KIMBERKER: Was wollen? Czego chcecie? (staje we drzwiach).

BIELIŃSKI: Tu chory jest, trzeba księdza wezwać. Poślij pan żywo po księdza Antoniego, by go opatrzył.

KIMBERKER: Tu księdza nie potrzeba, ja nie puszczę ksiądz. My luterany w wasze polnisze zababony nie wierzymy. Lepiej spać i ludzi nie budzić, księdza nie puszczę, (wychodzi).

BIELIŃSKI (za głowę się chwyta).

ŚW. STANISŁAW: Niech się Waszmość nie frasuje o mnie. Pan Jezus mnie nie opuści, módlmy się tylko gorąco: Kyrie elejson...

BIELIŃSKI: (klęka przy łóżku bokiem do widza i odpowiada) Chryste elejson. Kyrie elejson.

ŚW. STANISŁAW: Chryste usłysz nas.

BIELIŃSKI: Chryste wysłuchaj nas.

ŚW. STANISŁAW: (rozkłada ręce) Lecz co to, co to? Pa-nie Bieliński! Co to za straszny pies idzie ku mnie i ogniem zieje, to szatan. Idź precz, szatanie. W imię Ojca (żegna się ręką, ukazując we drzwiach kudłatą poczwarę) i Syna, i Ducha Świętego. Amen)l (poczwara cofa się i znika)

BIELIŃSKI: (ogląda się przerażony ku drzwiom)

ŚW. STANISŁAW: Znikł. O jaka potęga w krzyżu Pańskim! Ojcze z nieba, Boże.

BIELIŃSKI: Zmiłuj się nad nami.

ŚW. STANISŁAW: Synu Odkupicielu świata, Boże.

BIELIŃSKI: Zmiłuj się nad nami.

ŚW.STANISŁAW: Duchu Święty, Boże!

BIELIŃSKI: Zmiłuj się nad nami.

ŚW.STANISŁAW: Święta Trójco, jedyny Boże!

BIELIŃSKI: Zmiłuj się nad nami.

ŚW.STANISAW: Lecz co to (rozkłada ręce) panie Bieliński?! O! Jaka jasność spływa ku mnie! (światło elektryczne) O Boże! Czym ja godzien tego? Oto Aniołowie i św. Barbara niosą mi Wiatyk Najświętszy, niosą mi Komunię świętą. Panie Bieliński, mów, Waszmość, spowiedź powszechną!

BIELIŃSKI: Dla Boga on widzi, a ja nic nie widzę, ale czuję jakiś zapach przecudny kadzideł anielskich. Spowiadam się Panu Bogu Wszechmogącemu...

ŚW. STANISŁAW: (w tym czasie schodzi z łóżka, klęka na podłodze bokiem ku widzom, zwrócony w lewą stronę ku Bielińskiemu, wznosi nieco ręce ku niebu i modli się) Wierzę w Ciebie, o Jezu utajony, uznaję Cię Panem i Bogiem moim. Mam nadzieję w dobroci i miłosierdziu Twoim. Miłuję Cię i pragnę nade wszystko w świecie. Składa ręce skrzyżowane na piersiach i wyciąga twarz w stronę Duchów Niebieskich i niewidzialnie dla oczu ziemskich przyjmuje Komunię świętą. W tej pozycji pokornie pochyla głowę.

AKT III

Cela klasztorna w Rzymie. Pośród środkowej ściany, jak w II akcie, stoi łóżko lub płaska sofka, nad nią krzyż i obraz. Stół usunąć i postawić przy innej ścianie, by nie zasłaniał sceny, w celi stoi kilku kleryków - jezuitów.

KLERYK l: Bracia, czy to jest możliwe, aby się przepowiednia naszego Stanisława już jutro spełnić miała? Ma on wprawdzie od paru dni lekką gorączkę, ale więcej chodzi, niż leży. Wciąż wyrywa się do ćwiczeń duchownych i pracy. Wreszcie na taką gorączkę nikt jeszcze nie umarł.

KLERYKII: Pytałem doktora, powiedział: bądźcie spokojni, nic mu nie będzie, nie miałem, powiada, wypadku, by na to kto umarł.

KLERYK III: A Staś taki pewny. Od 1-go sierpnia, kiedy to świątobliwy Piotr Kanizjusz miał do nas naukę o gotowaniu się na śmierć, Stanisław Kostka co dzień powtarza, że dzień 15 sierpnia ostatnim będzie w jego życiu.

KLERYK IV: Ciekawe to! Ciekawe, i do mnie mówił, że uroczystość Wniebowzięcia Matki Bożej obchodzić będzie w niebie. Toć to za kilka godzin będzie północ i święto Wniebowzięcia. O Boże! Zachowaj go nam. O bracia! Ja więcej uczę się patrząc na jego postępowanie niż z książek i nauk. Ach, wiecie co? Słyszałem, że jakiś młodzieniec przybył do Rzymu z Polski i usilnie pyta o Stanisława. Czyby to nie brat jego Paweł? Lecz lepiej Stasiowi o tem nie mówić!

KLERYK l: Naturalnie, lepiej poczekać do jutra, ale oto Ojciec Franciszek Borgiasz, generał zakonu, idzie! (wchodzi św. Franciszek Borgiasz, generał jezuitów, na głowie biret).

ŚW. FR. BORGIASZ: Pokój wam, braciszkowie, pokój wam! Co porabiacie? A! to rekreacja po ćwiczeniach. Jakże się czujecie w obranym stanie, kochani braciszkowie? (0to niektórzy z was po kilka miesięcy przebyli w Rzymie, a Waść, księże Warszewicki, (zwraca się do najpoważniejszego) byłeś w Polsce sekretarzem króla Jegomości i prałatem gnieźnieńskim, porzuciłeś to wszystko, jakże się czujesz w Zakonie?)

KS. WARSZEWICKI: Proszę Ojca Generała, choć miałem w Polsce dostojeństwa: pierścień i łańcuchy kanonickie, a król nasz miłościwy Zygmunt August chciał mnie na biskupstwo wynieść, niczem mi te zaszczyty w porównaniu z tą ubożuchną suknią zakonną, (całuje rękę św. Franciszka Borgiasza).

KLERYCY II i III: (kładąc rękę na sercu) l my, Ojcze Generale, szczęśliwi się czujemy!

ŚW. FR. BORGIASZ: Deo gratias. Deo gratias! Dzięki Najwyższemu Bogu. (Braciszkowie najmilsi i ja, niegodny sługa Wasz, byłem kiedyś książęciem świeckim, dostojnikiem i królów przyjacielem, ale wierzcie mi, braciszkowie (rękę kładzie na sercu), że) największem szczęściem jest służyć Panu Bogu w ubóstwie, posłuszeństwie i czystości dla Imienia Jego. Jednak was tu wszystkich nie widzę, (ogląda się badawczo). A dzież jest ten mały Polak, nowicjusz w Zakonie, Stanisław Kostka?

KLERYCY l, II, III.-Właśnie o nim proszę Ojca rozmawialiśmy przed chwilą, o jego przepowiedni.

ŚW. FR. BORGIASZ: O jakiej przepowiedni?

KLERYCY l, II, III: Od kilku dni mówi, że na święto Wniebowzięcia N. M. P) pójdzie do nieba, do swojej Matuchny Najmilejszej.)

KLERYK III: l to nas niepokoi, Ojcze, bo to wzór niedościgniony cnót wszystkich. Gdyśmy szli, Ojcze, do Rzymu, Stanisław, ujrzawszy z daleka figurę Matki Bożej, wyprzedził nas, biegł naprzód, aby ucałować ręce i nogi swej, jak zawsze mówi, Matuchny najdroższej ( i Najmilejszej)

KLERYK I: Tak, to anioł ziem

KLERYK II: To wzór czystości, ubóstwa, pokory i posłuszeństwa.

KS. WARSZEWICKI (dodaje): To naczynie Ducha Świętego.

ŚW. FR. BORGIASZ; (Deo gratias!) Bracia. Dzięki Bogu. Wszystko, braciszkowie, jest w rękach Boga. Więc gdzie jest brat Stanisław Kostka?

KS. WARSZEWICKI: Proszę Ojca Generała! Pomimo lekkiej gorączki wciąż zajęty pracą i umartwieniami, a wypocząć nie chce.(Właśnie prosił o najniższe zajęcie w kuchni i brat kucharz posłał go z bratem Klaudiuszem Akwawiwą do drwalni po drzewo) Ale oto idą. Ojcze, my boimy się o jego zdrowie i życie.

Św. Stanisław i Klaudiusz wchodzą, niosąc po kilka kawałków drewna.

ŚW. STANISŁAW: Laudetur Jezus Chrystus!

OBECNI: In saecula saeculorum Amen! [Stanisław i Klaudiusz klękają przed św. Fr. Borgiaszem, ten ich przeżegnała.)

ŚW. FR. BORGIASZ: Drzewo złóżcie w kuchni i zaraz tu wróćcie. [Św. Stanisław i Klaudiusz wychodzą, a wtedy ŚW. F R.]

BORGIASZ mówi do obecnych: Mam ja tu dla Stanisława list, przed którym chciałbym go wybadać )Stanisław i Klaudiusz wchodzą i stają pokornie przy drzwiach)

ŚW. FR. BORGIASZ: Bracie Stanisławie Kostko! Dlaczego nie wziąłeś więcej drzewa?

ŚW. STANISŁAW: Bo tylko 6 kawałków nakazał mi brat kucharz pod posłuszeństwem, proszę Ojca Generała.

ŚW. FR. BORGIASZ: Co byś czynił, gdybyś miał za godzinę umrzeć?

ŚW. STANISŁAW: Dalej bym pracował w kuchni, proszę Ojca Generała, i pełniłbym rozkazy brata kucharza.

ŚW. FR. BORGIASZ: O czem, bracie, myślisz, patrząc na ogień w piecu?

ŚW. STANISŁAW:(po pierwszej przypominam sobie i rozważam męczeństwo [sierpniowego] patrona św. Wawrzyńca, (jak on za wiarę był męczony na rozpalonej kracie. Po wtóre, rozważam męki, jakie by mnie czekały w piekle, gdybym dobrego Pana Boga jakim grzechem obraził.)

ŚW. FR. BORGIASZ: A co byś robił, braciszku gdybym Ci kazał iść do Indii na misje [nawracać dzikich pogan do wiary?)

ŚW. STANISŁAW: Ojcze, włożyłbym kapelusz cierpliwości i płaszcz miłości Bożej miłością bliźniego podbity i trzewiki umartwienia. W takiem ubraniu byłbym gotowy do drogi !

ŚW. FR. BORGIASZ: (Deo gratias.) Dobrześ powiedział, braciszku. Otóż słuchaj, bracie Stanisławie! Pan Bóg, któremu służysz [w poniżeniu i poniewierce samego siebie) daje Ci próbę, (wyjmuje list z kieszeni i pokazuje go św. Stanisławowi) Poznajesz, czyje to pismo? Od kogo ten list? (podaje list św. Stanisławowi).

ŚW. STANISŁAW: (z radością) Ojcze Przewielebny! List ten jest od mego kochanego tatusia, tak, list ten jest z Rostkowa.

ŚW. FR. BORGIASZ: Czytaj go na głos!

ŚW. STANISŁAW: (czyta) Wyrodny synu. (podnosi rękę do oczu i tak chwilę pozostaje) Posłałem Cię na naukę do Wiednia, abyś polom nabrał i nauk świeckich zakosztował, a tyś mnie, wyrodny niegodziwcze, hańbą okrył i wstydem, (ręką łzy ociera) dla brata byłeś krnąbrny i nieposłuszny, zhańbiłeś ród i familię wielkopańską, senatorską, splugawiłeś dom mój. (ręką oczy zasłania, cicho płacze) Wyrzekam Cię się, znać Cię nie chcę. Gdybym Cię dostał do rąk, okułbym Cię w łańcuchy i do lochu bym wrzucił, niewdzięczniku. Ty, wielkopańskie dziecko, jak żebrak tułasz się w łachmanach po niemieckich i włoskich klasztorach. Ty, kasztelański syn, po kuchniach zakonnych posługaczem u mnichów. O zgrozo i hańbo! Posyłam Ci moje rodzicielskie... (św. Stanisław pada do nóg św. Franciszka Borgiasza i cicho płacze)

ŚW. FR. BORGIASZ: (wzruszony) Cóż ty na to, bracie Stanisławie?

ŚW. STANISŁAW: Dziękuję Panu Bogu, że ja, niegodny grzesznik, mogę wzgardę cierpieć dla Imienia Jezusowego.(Pan mój więcej cierpiał dla mnie na krzyżu, a ja, nędzny, czyżbym niemiał cierpieć dla Niego?) ?mój Boże! (ręce składa) Ludzie uważają sobie za honor służyć panom i królom ziemskim, gardzą służbą Pana Najwyższego, Pana nad pany)

ŚW. FR. BORGIASZ: Cóż to teraz czynić będziesz Kostko? Co odpowiesz ojcu?

ŚW. STANISŁAW: Proszę Ojca! Jakby w przeczuciu tego listu odpisałem już mojemu ojcu. Oto jest list mój, Ojcze Przewielebny,(oddaje)racz przesłać go do Rostkowa. Napisałem i drugi list do mojej Matuchny w niebie; noszę go na sercu, boja, Ojcze, Jej święto obchodzić będę już nie tu, na ziemi, lecz tam modlić się będę, aby Pan Bóg ojcu mojemu dał ukojenie i zrozumienie woli Bożej.

ŚW. FR. BORGIASZ: (obejmuje Stanisława za głowę, błogosławi, a potem mówi) Co mówisz, synu, Stanisławie Kost-ko? Co znaczą te rumieńce na twarzy twojej? Gorączkę masz? Tyś chory?

KS. WARSZEWICKI: Ojcze! On od dni kilku słaby i leżeć nie chce.

ŚW. FR. BORGIASZ: Jako przełożony Zakonu, rozkazuję natychmiast położyć się w łóżku i leżeć aż do wyzdrowienia:(Ja na chwilę idę do Namiestnika Chrystusowego w sprawach Zakonu) niedługo wrócę i odwiedzę Cię.(Ks. Warszewicki odprowadza św. Stanisława do łóżka czy sofy, z niewielkimi poduszkami, jak na obrazku wyobrażającym śmierć św. Stanisława Kostki. Stanisław wpierw żegna ręką łóżko, siada w nim podtrzymywany nieco przez Warszewickiego, lecz tak, aby był całkowicie widziany przez widzów.

ŚW. STANISŁAW: (do odchodzącego Fr. Borgiasza) Przewielebny Ojcze! Racz rzec Ojcu Świętemu, że ja umieram wierny wierze świętej i Kościołowi Świętemu (rzymsko-katolickiemu i proś, Ojcze, dla mnie o ostatnie błogosławieństwo[ i odpusty na godzinę śmierci.)

ŚW. FR. BORGIASZ: Dobrze, synu, tylko spokoju, synu, spokoju. Bóg z nami! Niech Cię Pan Bóg błogosławi, (żegna Stanisława ręką i wychodzi) Słychać dzwonek.

KLERYK l: Bracia! Czas na pacierze!

KLERYK II: Wyjdźmy, aby Staś się przespał.

KLERYK III: Odpocznij Stasiu. KS. WARSZEWICKI: Przyjdziemy Cię po pacierzach odwiedzić.

ŚW. STANISŁAW: (wolno, ale dobitnie) Módlcie się braciszkowie, módlcie się za mnie grzesznika, bo czas niedaleki. (zakonnicy wychodzą, Ks. Warszewicki ostatni)ŚW. STANISŁAW: Ojcze Warszewicki zostań przy mnie. Z jednej jesteśmy Ojczyzny dalekiej. (Warszewicki staje w no-gach łóżka Stanisława, potem siada na łożu) Ty tu zostajesz, Ojcze, a ja już odchodzę do dalekiej Ojczyzny, duch mój nie-długo uleci, uleci do Matuchny Najświętszej/na Jej uroczystość Wniebowzięcia. A potem, Ojcze, z nieba duch mój przeniesie się do Polski - Ojczyzny Najmilejszej, do cichego dworku w Rostkowie. Poleci duch mój pocieszyć mamę stroskaną, ukoić ojca zagniewanego, bo Pawełek nie tak napisał, jak było, aleja mu, Ojcze, przebaczam i modlić się będę za jego nawrócenie. l znów duch mój wróci do nieba Ojcze, aby tam, u tronu Bożego, modlić się za całą Ojczyznę naszą, a ty, Ojcze, wrócisz kiedyś do Polski i wiele, wiele dla Kościoła uczynisz).

KS. WARSZEWICKI: O Boże on przepowiada! Bracie Stanisławie!

ŚW. STANISŁAW: A jak wrócisz, Ojcze, pociesz mamę moją i uspokój ojca, (a powiedz rodakom w Polsce i królowi Zygmuntowi, że ja w niebie modlić się za Ojczyznę będę\ (Szuka czegoś, sięga ręką omdlały pod poduszkę) 'KS. WARSZEWICKI: Czego szukasz, braciszku? Może Ci podać?

ŚW. STANISŁAW: Podaj mi, Ojcze, pudełko z tą ziemią ojczystą, którą przywiozłem z Polski, (odbiera i siedząc na łóżku trzyma przed sobą w obu rękach i mów/wegnam Cię, Ojczyzno w tej garstce ziemi ujęta. Żegnam Cię, żywicielko i matko, i błogosławię Ci. (całuje ziemię) Ojcze, tę ziemię, gdy umrę, wsypiesz do trumny pod głowę moją. (oddaje Warszewickiemu ziemię) Ojcze Warszewicki! Podaj mi ten krzyż Zbawiciela i Pana mego i ten obraz Matuchny Najświętszej, niech się nimi nacieszę na ziemi.) (odbiera, naprzemian całuje krzyż i obrazek i do serca przyciska. Wchodzi św. Franciszek Borgiasz)

ŚW. FR. BORGIASZ: Jak się czujesz, braciszku Stanisławie?

ŚW. STANISŁAW: Ojcze, byłeś u Namiestnika Pana Jezusowego ?

ŚW. FR. BORGIASZ: Byłem synu! Ojciec św. Błogosławi Cię. (żegna go ręką)

ŚW. STANISŁAW: Bogu Najwyższemu dzięki! Racz mnie Ojcze wyspowiadać na ostatnią drogę, (albowiem czas krótki jest, abyśmy się nagotowali).

ŚW. FR. BORGIASZ: Dziecię, czy ty na serio myślisz nas pożegnać? (siada w nogach Stanisława).

ŚW. STANISŁAW: Tak Ojcze! niedługo już, niedługo pójdę na uroczystość Najświętszej Matuchny do nieba.

ŚW. FR. BORGIASZ: Bardzo kochasz Matką Bożą?

ŚW. STANISŁAW: Jakże bym ją nie miał kochać, wszak to Matka moja. (Warszewicki wychodzi)

ŚW. STANISŁAW: Ojcze, ja bardzo kochałem Pana Jezusa i Matkę Bożą (ale pewnie nie tyle, ile serce ludzkie kochać ich powinno. Ojcze! Ja, grzesznik, za mało dobrego przykładu dawałem kolegom moim w Zakonie. O ja nędzny, o ja niegodziwy grzesznik). Okaż mi, Boże, miłosierdzie Twoje i daj mi zbawienie Twoje,

ŚW. FR. BORGIASZ: Żałuj, synu najmilejszy, za wszystkie winy twoje i przyjmij od Ojca świętego przez usta moje odpusty na ostatnią godzinę. (Borgiasz rękę nad nim wyciągniętą trzyma. Stanisław ma głowę pochyloną i ręce na piersiach złożone. Za drzwiami lekkie pukanie.)

ŚW. FR. BORGIASZ: Koledzy twoi idą z północnych pacierzy. Wejdźcie, braciszkowie, wejdźcie.

ZAKONNICY: (wchodzą i klękają, a paru płacze oczy zasłaniając ręką)

ŚW. STANISŁAW: Ojcowie i Bracia! Żegnam Was, darujcie zły przykład, jakim Warn dał, kochajcie Pana i Zbawiciela. Bracia, kochajcie Matuchnę) Kochajcie Zakon. Ojcze Warszewicki, pamiętaj! (zwraca się do św. Fr. Borgiasza) Ojcze dziękuję Ci za przyjęcie mnie do Zakonu) Módlcie się, módlcie za mnie. (do braci) Zdejmijcie mnie na podłogę, abym na ziemi umarł, jak wielkiemu grzesznikowi przystoi. (Zakonnicy zdejmują go z prześcieradłem i poduszkami na ziemię, jak na obrazku przedstawiony^

ŚW. STANISŁAW: (na pół leżący mówi) Gotowe serce moje, Boże!(Gotowe serce moje, o Boże,(całuje krzyż i obrazek Matki Bożej, które trzyma w rękach. Warszewicki zapala świecę, którą podaje Kanizjusz świętemu. Sam z tyłu podtrzymuje świętego) \

ŚW. STANISŁAW: Patrzcie, patrzcie braciszkowie! Oto Matka moja. (pokazuje ręką przed siebie) (o Matuchna moja najmilejsza idzie, już idzie po duszę moją. Oto Wawrzyniec i św. Barbara, i tyle panien świętych, tylu Aniołów, idą, idą już po mnie. (wyciąga ręce przed siebie, jasne światło opromienia twarz świętego. Warszewicki podtrzymuje głowę świętego. Głowa opada na poduszkę. Wszyscy w milczeniu płaczą)

Św. FR. BORGIASZ: Requiem aeternam dona, Domine.

WSZYSCY: Et lux perpetua lucaet eiA

KS. WARSZEWICKI: Umarł mały Polak, ale wielki święty. (za drzwiami słychać przyspieszone kroki i głos biegnącego)

PAWEŁ: Gdzie Staś? Gdzie się brat mój znajduje? (wpada Paweł Kostka)

PAWEŁ: Gdzie brat mój, Stanisław Kostka? Gdzie?

ŚW. FR. BORGIASZ: (wstając) Synu! Brat twój już jest w niebie!

(Wskazuje na ciało świętego)

PAWEŁ: (pada do łoża zmarłego, obejmuje głowę, klęka i woła) Braciszku! Odpuść mi! Braciszku daruj mi, bo nie wiedziałem, co czynię!

KONIEC
Na zakończenie można odsłonić żywy obraz: Pokój w Rostkowie, Stół przy środkowej ścianie. Nad stołem wisi obraz św. Stanisława Kostki. Po lewej stronie od widza przy stole twarzą do publiczności zwrócony siedzi w fotelu, wsparty lewą ręką o stół, kasztelan Jan Kostka - ojciec świętego. W prawej ręce trzyma list od Syna, w głębokim smutku patrzy w to pismo. Przy drugim końcu stołu, na prawo, klęczy trzymając chusteczkę przy oczach zbolała matka świętego. Na przedzie między widzami i stołem klęczy bokiem zwrócony ku lewej stronie Paweł Kostka z ręką na piersiach. Za sceną słychać śpiew:

Miłością pałasz Boga Wszechmocnego,
Użycz nam iskry ognia zbawiennego;
Niechaj w nas płonie i serca rozpali,
Abyśmy Boga z całych sił kochali.

Tyś Boże Dziecię na ręku piastował,
A z rąk Aniołów Komunię przyjmował,
Przez radość wielką, co spotkała Ciebie,
Spraw, byśmy Boga oglądali w niebie.

Ks. mgr Roman Hnat


W górę
Cofnij Strona główna Copyright © 2000-2017 by Diecezja Sandomierska
Poinformuj Redakcję Portalu: www@sandomierz.opoka.org.pl
Aktualizacja: 7 czerwca 2011